W oczach innych artystów

Teresa Madej

„Dzieciństwo moje” Jerzego Tyburskiego

Jerzy Tyburski, fot. Andrzej Szumowski

Najnowsze prace Jerzego Tyburskiego z cyklu „Dzieciństwo moje”, w pewien sposób, wpisują się w uważane
za nowatorskie w XIX w. poglądy wielkich artystów na temat tego, co jest godne uwagi. To znaczący ich wkład
w hierarchię wartości naszego świata.
Z przekonaniem mogę stwierdzić, że znany zamojski artysta plastyk zdecydowanie czuje podobną hierarchię wartości jak: Jean-Baptiste Chardin (uczył, że dzbanek jest równie piękny jak szlachetny kamień, a gruszka może mieć w sobie tyle życia co kobieta) i Thomas Jones (uwiecznił dachy i budynki Neapolu i każe nam kontemplować lekceważone widoki i ich ukrytą urodę dając im swoje miejsce w naszej wizji szczęścia) oraz Christen Købke, który zatrzymał echo dnia na bezmiarze nieba i widok z brzegu jeziora - pokazując obraz uporządkowanej społeczności zadowalającej się ukradkowymi przyjemnościami zwyczajnego życia. Tym samym kwestionowali oni powszechnie obowiązującą materialistyczną hierarchię wartości. Wybitni artyści w ten to oto sposób pomagają nam zweryfikować nasze snobistyczne wyobrażenia na temat tego, co należy obdarzać czcią
i szacunkiem.
Obrazy Tyburskiego niosą również podobne przesłanie w warstwie tematycznej, a co więcej - mistrz ukrytej metafory - swoją wizję artystyczną poświęca dzieciństwu. Ten ważny dla niego - jak można zaobserwować - okres życia obdarzył czcią i szacunkiem. Wzbogacił obrazy dodatkowo w opowieść z nutą dramaturgii - Pole mojego wujka Franka z tygrysem (tygrys jako symbol /zapowiedź piękna, odwagi, nieśmiertelności jego prac, ale i gniewu, a może gościnności, pobożności), nutą magii - Dzieciństwo moje I (może to wpływ baśni czytanych przez mamę (np. Z tysiąca i jednej nocy)) oraz nutą nostalgii - Dzieciństwo moje II (krowa jako bezpieczeństwo
i pomyślność rodziny). Prawie Atlantyda. A może dla artysty to opoka, na której zbudował swoją tożsamość?
Te nawiązania do wartości, które malarza kształtowały, wpisują się - tu nie mam wątpliwości - w jego dzisiejszą estetykę, poetykę, metaforę i pewną moralistykę. Artysta nie daje przyzwolenia na zło tego świata, przecież najpiękniejszego ze światów. A może broni tego, co odeszło, by nie odeszło całkiem?
Być może też to rodzaj bilansu artystycznego 50-latka, który nieco się już napatrzył, naprzeżywał i wie, co tak naprawdę jest ważne? Tylko, że wrażliwość na dobro i piękno niekoniecznie dzisiaj w cenie. Świat powoli albo nawet szybciej zatraca się w materializmie i dzikim konsumpcjonizmie, braku obyczajów i nawet nie ma pewności, czy można zatrzymać to Zło, które nas niszczy i zniszczy...
Ratunek w sztuce/malarstwie... A może jednak jest nadzieja, że te zęby tygrysa z najnowszego obrazu Jerzego Tyburskiego staną się amuletem i będą chronić nas przed mocami Zła? Oby!